InterManager Daily News 10.07.2024.

DZIEŃ DOBRY – TU POLSKA GAZETA MARYNARSKA Imienia Kpt. Ryszarda Kucika (Rok XXIV nr 191) (67430) 10 lipca 2024r. 

Pogoda 

środa, 10 lipca 31 st C 

Przelotne burze

Opady:90%

Wilgotność:64%

Wiatr:14 km/h

Kursy walut – za jednego dolara (USD) zapłacimy 3,94 zł. Cena jednego funta szterlinga (GBP) to 5,04 zł, a franka szwajcarskiego (CHF) 4,38 zł. Z kolei euro (EUR) możemy zakupić za 4,26 zł.

Dzień dobry Czytelnicy 🙂

Wczoraj była rada by uważać na zboczeńców, a dziś na panie 70 plus 😉

Pisownia oryginalna z dnia zdarzenia :))))

„Moja przygoda z ostatniej podróży podczas przesiadki: Siedziała na przystanku pani z kilkoma torbami i ja pomyślałam że pójdę do dino. Zawsze idę z torbą ale kobieta też do zielonej więc zapytałam czy mogę zostawić. Z tym że ona siedziała po drugiej stronie przystanku czyli plecami. Ale było pusto, jak to w Zbąszynku. Wracam po 10 minutach, stoi pociąg na Gorzów, nie ma mojej torby ani Pani która tam siedziała, ale stoją torby tej pani. W międzyczasie doszła tam inna babka i ja pytam o tę panią a ona że jest w tym pociągu. Okazało się że ona w tym pociągu szuka mojej torby. Zaczęłam się rozglądać i zapytałam czy ktoś nie wie co się stało z torbą która stała na ławce na  przystanku. I nagle babcia mówi że ona ją wzięła bo chciała oddać konduktorowi. Patrzę na nią a ona z walizka więc się pytam komu ją w końcu dała a ona że ją ma. Odpina walizkę i podaje mi torbę. A ta moja babka mówi że jeszcze jej pomogła walizkę wsadzić do pociągu bo ona podobno niepełnosprawna i niedosłysząca. Z tego zdziwienia i radości nawet jej nie zjebałam. W tej walizce była jeszcze jedna torba, pewnie też kradziona teraz tak myślę, bo kto pakuje torbę podręczną do walizki? A ja od teraz będę chyba z torbą nawet do kibla w pociągu chodzić. Szczęście że ten pociąg na Gorzów miał czas do odjazdu bo jakby szybciej odjeżdżał to by się starej kurwie udało. Ja się jej nie przyjrzałam ale te Babki mówią że pod 80 miała, więc jeździ za darmo, czyli koszt uzyskania przychodu żaden.” 

Dowcip

Na meczu piłkarskim kibic szuka wolnego miejsca. Widzi jedno i pyta siedzącego obok mężczyzny:

– Czy to miejsce obok pana jest wolne?

– Tak, miała tu siedzieć moja żona, ale niestety nagle zmarła.

– To przykre. Nie miał pan żadnego znajomego, który poszedłby z panem?

– Nie, wszyscy poszli na jej pogrzeb.

To najdroższe truskawki na świecie. Ile kosztują i gdzie je kupić? Bywają wręczane jako prezent

Każdego roku, gdy w Polsce rozpoczyna się sezon na truskawki, omawiane są rosnące nieustannie ceny tych owoców. Zakup koszyka ze słodkimi i zdrowymi smakołykami związany jest z niemałym wydatkiem. Okazuje się jednak, że to nic w porównaniu do kosztów, jakie trzeba ponieść w innym, odległym zakątku świata. Najdroższe poziomki z rodziny różowatych są warte nawet kilka tysięcy dolarów. Truskawki to owoce uwielbiane przez większość ludzi na świecie. Szczególną wagę do ich uprawy przykładają Japończycy, którzy dbają o każdy etap rozwoju rośliny. Ich zaangażowanie przekłada się następnie na smak, wygląd oraz cenę produktu. Gdzie można zakupić takie poziomki w wersji premium? Nie bez przyczyny mówi się, że w Japonii króluje drobiazgowość i perfekcja w procesie tworzenia wszelakich wyrobów i towarów – również tych naturalnych. Pochodzący stamtąd producenci truskawek także wyznają tę filozofię, hodując owoce z niezwykłą skrupulatnością – począwszy od wyboru idealnej gleby i miejsca do rozwoju roślin, przez ręczną ich pielęgnację, aż po regularne sprawdzanie jakości. Nic więc dziwnego, że smak oraz wygląd wspomnianych poziomek wyróżnia się na tle tworzonych w innych krajach pozostałych odmian. W Japonii za najbardziej ekskluzywne uznaje się dwa rodzaje truskawek: Bijin-hime oraz Sennen Ichigo, które charakteryzują się błyszczącą skórką, intensywną barwą oraz idealnym połączeniem słodyczy z kwaskowatością. Wyprodukowana w Japonii truskawka może kosztować nawet kilkadziesiąt dolarów. Mowa o jednej sztuce. Ceny pudełek z tymi smakowitymi owocami sięgają wówczas horrendalnej sumy kilkuset lub kilku tysięcy dolarów. Ten symbol luksusu i prestiżu nie jest dostępny na rogu każdej ulicy. Niezwykłe poziomki oferowane są w ekskluzywnych domach towarowych – chociażby w Mitsukoshi czy Takashimaya.

Japońskie truskawki premium zazwyczaj świetnie sprawdzają się jako prezent. Zapakowane w elegancki sposób stanowią alternatywę dla podarunku wypływającego prosto z głębi serca.

Zamieścił w sieci zdjęcia migrantów pokazujących “rogi”. Sprawę bada policja Paweł Wyrzykowski, który określa się liderem Konfederacji w okręgu siedlecko-ostrołęckim (Krzysztof Bosak się od niego odcina), wstawił w mediach społecznościowych zdjęcia z migrantami, którzy trzymają przy głowach dłonie pokazujące “rogi”. Sprawę bada policja, odnieśli się też do niej politycy.

“Ten człowiek zamieścił dzisiaj zdjęcia cudzoziemców. Widać, że ktoś się nad nimi znęca, poniża. Sprawę już zgłosiłem Policji” – napisał w mediach społecznościowych dziennikarz Piotr Czaban, który działa przy granicy polsko-białoruskiej w ramach Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego. 

W poście jest zdjęcie, które zostało zamieszczone na platformie X przez Pawła Wyrzykowskiego, przedstawiającego się w mediach społecznościowych jako lider Konfederacji w okręgu siedlecko-ostrołęckim. 

“Nowe króliczki” i “Piąteczek”

Na fotografii widzimy sylwetki czterech mężczyzn. Jeden jest skuty kajdankami, trzech unosi dłonie nad głowami i robi z palców “rogi”. Do zdjęcia dołączony jest komentarz, który brzmi “Nowe króliczki”. “Jednego z cudzoziemców skuto kajdankami. Znęcano się nad nimi. Kazano im stać przed aparatem w upokarzających pozach” – napisał Piotr Czaban w artykule na stronie Czaban Robi Raban. Zauważył też, że dzień wcześniej, czyli w piątek (5 lipca) Wyrzykowski wstawił też zdjęcie z mężczyzną z gestem z “rogami” (siedzi w aucie”) oraz zdjęcie swojej uśmiechniętej twarzy. Fotografie podpisał “Piąteczek”. Na jednej z fotografii widać przestraszonego mężczyznę o ciemniejszej karnacji. Ktoś mu kazał przystawić sobie do głowy ręce i tak ułożyć palce, by imitowały rogi” – stwierdził Piotr Czaban. 

W poniedziałek (8 lipca) o sprawie napisał też Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. “Wczoraj na obrzydliwe zachowanie Wyrzykowskiego zareagował wiceminister sprawiedliwości, który zapewnił, że policja zajmie się sprawą na poważnie. Mamy nadzieję, że tak się stanie” – czytamy we wpisie. Policja opublikowała w niedzielę komunikat, w którym czytamy, że zwalczanie przestępstw z nienawiści jest jednym z priorytetów polskiej policji. Do czego odniósł się też szef MSWiA Tomasz Siemoniak. 

“Policja będzie twardo reagować na szerzenie nienawiści i łamanie prawa na tym tle przez grupy i pojedyncze osoby” – napisał. Paweł Wyrzykowski mówi nam, że już rozmawiał w tej sprawie z policją. – Do czasu zakończenia sprawy nie mogę jednak powiedzieć nic o szczegółach. Ani o tym, kto zrobił zdjęcia, ani gdzie zostały zrobione – twierdzi.

Zarzeka się, że publikując fotografie, nie chciał nikogo upokorzyć. 

– Na zdjęciu z lasu widać mężczyznę skutego kajdankami. Ma jaśniejszą karnację niż pozostali. Można więc przyjąć, że jest to osoba trudniąca się przemytem ludzi. Pozostali, o ciemniejszej karnacji, to migranci. A z tego, co wiem, gest pokazywania rogów w ich kulturze to tak zwana technika lustra. Pokazują je, aby odbić to, co złe, co ich spotyka. W tym przypadku, jak można się domyślać, zatrzymanie przez służby – opowiada. Nie chce zdradzić, czy zdjęcie wykonano na polsko-białoruskiej granicy. Gdy zauważamy, że mężczyzna w kajdankach ma ręce skute z przodu, a nie z tyłu, jak jest to praktykowane w Polsce, przyznaje, że być może jest to wskazówka, iż zatrzymania nie dokonały polskie służby. 

– Nic więcej nie mogę jednak powiedzieć – zastrzega. Dopytujemy, czy wstawiając zdjęcie swojej uśmiechniętej twarzy (a gest jest tu taki, że można to odczytać jako szyderczy uśmiech) w sąsiedztwie człowieka pokazującego “rogi”, nie chciał zadrwić z tego drugiego. 

– Nie było to moją intencją. Zawsze uśmiecham się na zdjęciach, a usta tak mi się ułożyły, bo miałem je suche od słońca – mówi. 

“Jestem przeciwny nielegalnej migracji”

A co z określeniem “Karny koziołek matołek”, którym nazwał mężczyznę pokazującego “rogi”?

– To odpowiedź na jeden z komentarzy w sieci. Tutaj też nie chciałem nikogo obrazić. Chodziło mi tylko o pokazanie, że jestem przeciwny nielegalnej migracji oraz o napiętnowanie osób, którzy trudnią się przemytem ludzi – twierdzi.  

Bosak: nie jest liderem Konfederacji gdziekolwiek

Do sprawy odniósł się też w mediach społecznościowych jeden z liderów Konfederacji, podlaski poseł i wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak.

Stwierdził, że Wyrzykowski “NIE JEST ani liderem Konfederacji gdziekolwiek (jego biogram wprowadza w błąd celowo) ani członkiem którejkolwiek partii współtworzącej Konfederację”. 

Zgłosił akces do Konfederacji Korony Polskiej

Paweł Wyrzykowski twierdzi, że około tygodnia temu rozeszły się jego drogi z Nową Nadzieją (partią, której prezesem jest Sławomir Mentzen), jednak zgłosił akces do Konfederacji Korony Polskiej (tutaj prezesem jest Grzegorz Braun).  

– Z szeroko pojętym środowiskiem związanym z postacią Janusza Korwin-Mikkego jestem związany od 15 lat. W 2015 roku startowałem do Sejmu z partii KORWiN, a w ostatnich wyborachparlamentarnych do Senatu jako kandydat niezależny. W Konfederacji nie ma stanowiska lidera okręgu. To elektorat ocenia, kogo słucha. Ja jestem uważany za lidera okręgu siedlecko-ostrołęckiego – mówi nam.

Operacja “Śluza” – kryzys wywołany przez Łukaszenkę

Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Alaksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na terytorium Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu ponad 28 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.

Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już wcześniej dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację “Śluza”. Pod pozorem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Europy Zachodniej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewozi ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.

Organizacje pomocowe o sytuacji na granicy

Organizacje niosące pomoc humanitarną na granicy polsko-białoruskiej twierdzą, że pomimo zmiany rządów w Polsce wobec migrantów nadal łamane jest prawo. Przekonują, że mają udokumentowane przypadki wyrzucania za granicę z Białorusią osób, które wyraźnie i w obecności wolontariuszy prosiły o ochronę międzynarodową. W czasie jednej z konferencji prasowych zaprezentowano drastyczny film udostępniony przez Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne, na którym widać przeciąganie bezwładnego ciała kobiety przez bramkę w płocie granicznym i porzucanie go na drugą stronę.

Organizacje pomocowe domagają się od rządu przywrócenia praworządności na pograniczu polsko-białoruskim, prowadzenia polityki ochrony granic z poszanowaniem prawa międzynarodowego oraz krajowego gwarantującego dostęp do procedury ubiegania się o ochronę międzynarodową i przestrzeganie zasady non-refoulement, wszczynania przewidzianych prawem postępowań administracyjnych wobec osób przekraczających granicę, natychmiastowego zatrzymania przemocy na granicy wobec osób w drodze i pociągnięcie do odpowiedzialności winnych przemocy.

“Wiemy o osobach w ciężkim stanie zdrowia wyrzucanych z ambulansów wojskowych, a także wywożonych wprost ze szpitali. Za druty i płot graniczny trafiają mężczyźni, kobiety z dziećmi oraz małoletni bez opieki. Wywózkom cały czas towarzyszy przemoc ze strony polskich służb: używanie gazu łzawiącego, bicie, rozbieranie do naga, kopanie, rzucanie na ziemię, skuwanie kajdankami, niszczenie telefonów i dokumentów, odbieranie plecaków z prowiantem oraz czystą wodą. Ludzie opowiadają nam, że groźbą lub przemocą fizyczną są zmuszani do podpisywania oświadczeń, że nie chcą się ubiegać o ochronę międzynarodową w Polsce, a następnie wywożeni są za płot” – czytamy we wspólnym oświadczeniu organizacji.

Gigantyczny wycieczkowiec zacumował w Gdyni. Do gdyńskiego portu zawinął największy z oczekiwanych w tym sezonie wycieczkowców. Pływający pod maltańską banderą Celebrity Silhouette mieści 3000 pasażerów i 1500 członków załogi. Statek pojawił się w gdyńskim porcie w poniedziałek rano. Jednostka ma 319 metrów długości i 48 metrów szerokości. Wycieczkowiec Celebrity Silhouette jest największym statkiem, który w tym roku ma zawinąć do gdyńskiego portu. 

Jednostka została wybudowana w 2011 roku, a cztery lata temu przeszła gruntowny remont. Pasażerowie mogą korzystać z kilkunastu restauracji, kawiarni, a nawet z winiarni. Na pokładzie giganta znalazło się miejsce na sale konferencyjne, studio fotograficzne czy obserwatorium astronomiczne. 

Celebrity Silhouette ma swój port macierzysty na Florydzie. W okresie zimowym odbywa rejsy po Karaibach, latem jednostka jest wysyłana do Southampton na rejsy po Morzu Północnym, Morzu Śródziemnym i Bałtyku.

18-latek odpowie za zabójstwo. Powodem agresji miały być “słowa wypowiedziane przez ofiarę”

Do zdarzenia doszło w Białej Podlaskiej

Zarzut zabójstwa usłyszał 18-latek. Ofiarą był mężczyzna w kryzysie bezdomności w Białej Podlaskiej (Lubelskie). “Agresję nastolatka miały wywołać słowa wypowiedziane przez 51-latka” – podała policja, nie zdradzając dalszych szczegółów. Sąd aresztował nastolatka na trzy miesiące. Grozi mu dożywocie. Ciało 51-latka znaleziono w miniony czwartek (4 lipca) nad ranem w parku przy ul. Parkowej w Białej Podlaskiej. Do sprawy zatrzymano 18-latka podejrzanego o spowodowanie śmierci osoby w kryzysie bezdomności.

Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie Agnieszka Kępka poinformowała w poniedziałek, że śledczy przedstawili Cezaremu K. zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym. “Oznacza to, że nie chciał zabić, ale co najmniej godził się na to, że spowoduje zgon” – wyjaśniła.

Bił i kopał po głowie i tułowiu 

Ze wstępnych ustaleń wynika, że chłopak bił i kopał pokrzywdzonego po głowie i tułowiu. W prokuraturze przyznał się do spowodowania obrażeń, ale nie do zabójstwa. Składał wyjaśnienia, których śledczy nie ujawniają. “Będziemy ustalać szczegółowy przebieg zdarzenia. Czekamy na opinię biegłego z zakresu medycyny sądowej, aby poznać, jaka była dokładna przyczyna zgonu mężczyzny” – dodała rzeczniczka. Bialska policja podała, że powodem agresji podejrzanego miały być słowa wypowiedziane przez 51-latka.

Podejrzany nie był wcześniej karany. Sąd zastosował wobec niego trzymiesięczny areszt. 18-latkowi grozi dożywocie.

Szczepionki na HPV miały trafić do Niemiec, transport zatrzymany. Funkcjonariusze Krajowej Administracji Skarbowej (KAS) z Łodzi zatrzymali auto, w którym z Polski do Niemiec wywiezionych miało zostać ponad tysiąc szczepionek przeciw HPV. Kierowca został ukarany mandatem w wysokości pięciu tysięcy złotych.

Do zatrzymania auta przystosowanego do przewozu produktów farmaceutycznych doszło podczas prowadzonej przez łódzką KAS kontroli drogowej przewozu towarów objętych monitorowaniem (SENT).  “Analiza przekazanej przez przewoźnika specyfikacji przewożonych leków wykazała, że w transporcie jadącym do Niemiec mogą znajdować się produkty lecznicze zagrożone brakiem dostępności na terytorium Polski. Wywóz tego typu produktów farmaceutycznych jest uzależniony od zgody Głównego Inspektora Farmaceutycznego (GIF) i co do zasady niedozwolony” – wyjaśniła rzeczniczka Izby Administracji Skarbowej w Łodzi Agnieszka Majchrzak w komunikacie opublikowanym na stronie Izby.

Rewizja dopiero na terenie hurtowni farmaceutycznej

Funkcjonariusze Łódzkiego Urzędu Celno-Skarbowego w Łodzi nie mogli dokonać rewizji na miejscu z uwagi na specyficzne wymagania dotyczące przechowywania leków. Zadecydowali o konwojowaniu pojazdu do wyznaczonej przez GIF hurtowni farmaceutycznej w Radomsku i kontynuowaniu tam swoich czynności. W trakcie kontroli wykryli 1076 opakowań szczepionek na HPV, czyli wirusa brodawczaka ludzkiego, wymienionych w obwieszczeniu ministra zdrowia z 23 maja 2024 r. w sprawie wykazu produktów leczniczych, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych zagrożonych brakiem dostępności na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Kierowca nie miał wymaganego w takim przypadku zgłoszenia SENT, za co został ukarany mandatem w wysokości 5 tys. zł.  Dalsze postępowanie w tej sprawie prowadzi Łódzki Urząd Celno-Skarbowy w Łodzi. Zakwestionowane leki przekazano do dyspozycji GIF, umieszczając je w wyznaczonej hurtowni farmaceutycznej.

Łukaszenka skarży się na “trudne dni” Alaksandr Łukaszenka, przywódca Białorusi, podczas dorocznego koncertu organizowanego w jego rodzinnych stronach mówił publicznie, że przechodzi “trudne dni”. Dzień wcześniej rosyjska niezależna telewizja Dożdż, powołując się na swoje anonimowe źródła podała, że polityk poczuł się źle podczas szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Astanie. Podczas wystąpienia ze sceny imprezy “Aleksandria zaprasza przyjaciół” w obwodzie mohylewskim Łukaszenka powiedział w niedzielę, że w lipcu ma bardzo napięty grafik i przechodzi “trudne dni”.

– Bardzo dużo imprez masowych. A najtrudniejsze jest to, kiedy jest dużo ludzi i każdy, patrząc na ciebie, czegoś szuka – jeden przeklina, drugi dziękuje, trzeci – coś tam jeszcze. I ta ogromna liczba ludzi bardzo na człowieka wpływa – zwłaszcza takie wydarzenia jak defilada (z okazji Dnia Niepodległości obchodzonego 3 lipca – red.) i inne uroczystości. I jeszcze dodatkowo nałożyło się obciążenie związane z Kazachstanem, Astaną (tam odbywał się szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy – red.), cztery tysiące kilometrów stąd. Już wcześniej mówiłem, że to są takie trudne dni – cytuje Alaksandra Łukaszenkę niezależny białoruski portal Zierkało (Zerkalo.io). W rodzinnych stronach Łukaszenka zamierza “szybko się zregenerować”. Pogłoski na temat złego stanu zdrowia Łukaszenki krążą w mediach od dawna i każda sytuacja, w której białoruski autokratyczny przywódca nie wygląda najlepiej, staje się powodem do spekulacji na temat jego kondycji. Zdarza się to dość często, a w mediach padają najróżniejsze hipotezy na temat zdrowia 69-letniego polityka. Tym razem przyczyną nowej fali spekulacji stały się doniesienia rosyjskiej niezależnej telewizji Dożdż. Jeden z jej prowadzących Michaił Fiszman podał, powołując się na swoje anonimowe źródła, że w czasie wizyty w Astanie, gdzie odbywał się szczyt SzOW, Łukaszenka zasłabł, a jego stan “zaczął się pogarszać na oczach uczestników”.

Następnego dnia, w czwartek, jak mówił Fiszman, Łukaszenka wyglądał “blado i świeciła mu się twarz, mówił niepewnie”.

Według innego źródła Michaiła Fiszmana “Łukaszenka jest w istocie ciężko chory i bardzo źle to znosi”.

SPORT

Djoković pokazał moc na Wimbledonie. Na końcu wywołał burzę. “Brak szacunku” Novak Djoković niespodziewanie łatwo awansował do ćwierćfinału Wimbledonu. Serb w niewiele ponad dwie godziny rozbił Holgera Rune 6:3, 6:4, 6:2 i już 60. raz w karierze zagra w najlepszej ósemce turnieju Wielkiego Szlema. Mecz, który miał być dla Djokovicia wielkim sprawdzianem, okazał się spacerkiem. Po spotkaniu Serb miał spore pretensje do kibiców. Nie pamiętam meczu na takim poziomie, który zacząłby się w ten sposób – nie dowierzał komentator Polsatu Sport, kiedy Novak Djoković w kilka minut wygrał 12 punktów z rzędu i błyskawicznie objął prowadzenie 3:0 w pierwszym secie meczu z Holgerem Rune. Była to tylko zapowiedź tego, jak wyglądał teoretycznie najciekawszy mecz 4. rundy turnieju mężczyzn. Mecz, który miał być wielkim testem dla Djokovicia, a okazał się dla niego spacerkiem. – Profesor wypunktował ucznia – podsumował komentator Polsatu.

Mecz na korcie centralnym w Londynie trwał dwie godziny i pięć minut. To szokująco krótko w porównaniu do poprzednich spotkań Djokovicia z Rune. Spotkań, które grane były do dwóch, a nie trzech zwycięskich setów. W listopadzie zeszłego roku Djoković pokonał Rune 7:6(4), 6:7(1), 6:3 w trakcie ATP Finals w Turynie, a mecz trwał trzy godziny i sześć minut. Dziewięć dni wcześniej Serb i Duńczyk zagrali ze sobą w Paryżu, gdzie po blisko trzech godzinach walki Djoković też wygrał w trzech setach (7:5, 6:7, 6:4).

Mimo że Rune przegrał dwa ostatnie mecze z Serbem, to spokojnie mógł powiedzieć, że lubi z nim grać. Do poniedziałku Duńczyk grał z Djokoviciem pięć razy i wygrał dwukrotnie. W maju 2023 r. ograł Serba w Rzymie (6:2, 4:6, 6:2), a w listopadzie 2022 r. w Paryżu (3;6, 6:3, 7:5). Nawet trzy lata temu na US Open, gdy zaledwie 18-letni Rune grał przeciwko Djokoviciowi pierwszy raz, potrafił urwać faworytowi seta. To, co udało się w Nowym Jorku, nie udało się w Londynie. Bo w poniedziałkowy wieczór Rune kompletnie rozczarował.

Kiedy po 12. z rzędu przegranych punktach Rune w końcu zdobył pierwszy punkt, zacisnął dłoń w pięść i zaczął się mobilizować. Wydawało się, że nawet jeśli pierwszy set mu kompletnie nie wyszedł, to Djokovicia i tak czeka długa i trudna przeprawa. Tak jednak nie było. W pierwszym secie Serb szybko przełamał przeciwnika i utrzymał tę przewagę do końca, wygrywając tę partię 6:3. W drugim secie Djoković odebrał Rune serwis w siódmym gemie i wygrał seta 6:4. W trzecim secie Serb przełamał rywala już w pierwszym gemie, szybko ustawił sobie tę partię i w końcu wygrał 6:3, 6:4, 6:2.

Djoković w 60. wielkoszlemowym ćwierćfinale

To był mecz bez historii. Dość powiedzieć, że w całym spotkaniu Rune miał zaledwie dwa break pointy. Duńczyk nie wytrzymał ciśnienia, kompletnie “nie dojeżdżając” na mecz z Djokoviciem, który awansował do 60. (!) wielkoszlemowego ćwierćfinału. Jestem bardzo zadowolony, ale szczerze mówiąc, nie uważam, że rywal był choćby blisko swojej najlepszej dyspozycji. Zaczął źle, bo przegrał aż 12 punktów z rzędu, a w meczu o taką stawkę to nigdy nie jest łatwe. Tu zawsze jest większa presja, wszystkie oczy są zwrócone na ciebie i to naprawdę trudne. Dzisiaj sobie z tym wyraźnie nie poradził – powiedział po meczu Djoković. PL

Potem Serb niespodziewanie zwrócił się do kibiców, którzy w trakcie spotkania wspierali Rune, a buczeli na niego. – To do wszystkich, którzy zdecydowali się okazywać brak szacunku zawodnikom, a w tym przypadku mnie: “Dobranoc. Dobranoc” – zaczął Djoković, imitując buczenie w kierunku kibiców. Nie akceptuję tego. Jestem w tourze już ponad 20 lat i znam wszystkie sztuczki. Wiem, że ten pogłos to nie było wsparcie dla Holgera, a okazywanie braku szacunku mnie. Ale róbcie, co chcecie, i tak mnie nie poruszycie. Grałem w mniej przyjaznych warunkach. Skupiam się tylko na tych, którzy płacą za bilety i okazują szacunek zawodnikom – dodał.

W ćwierćfinale Djoković zagra z Alexem De Minaurem. Pozostałe spotkania to: Jannik Sinner – Danił Miedwiediew, Carlos Alcaraz – Tommy Paul oraz Lorenzo Musetti – Taylor Fritz.

Piłka nożna podzieli los chodzenia do kościoła. To już się dzieje

Analitycy rynku telewizyjnego nie mają wątpliwości – piłka nożna musi wymyślić się na nowo. Stary model sprzedawania transmisji stacjom kodowanym czy nawet platformom streamingowym wkrótce się wypali. Zostanie… No właśnie, nie wiadomo co zostanie. Przed mistrzostwami Europy brytyjski dziennik “The Telegraph” opublikował artykuł pod tytułem: “Jak pokolenie Z wpędzi telewizyjny futbol w egzystencjalny kryzys”. Wcześniej “US Today” ostrzegał: “Pokolenia Z sport w ogóle nie obchodzi i to jest część większego problemu”. Jeszcze wcześniej serwis Awfulannouncing.com napisał: “Pokolenie Z zabija sportowe media, jakie znamy”. Wszyscy martwią się o przyszłość branży

– Wszyscy martwią się teraz o przyszłość branży. To bardziej rynek niedźwiedzia niż hossy – mówi dziennikowi “Financial Times” Gareth Balch, współzałożyciel firmy konsultingowej Two Circles, która doradza długiej liście czołowych firm sportowych, w tym National Football League, angielskiej Premier League i Wimbledonowi. – Ale jest nadzieja – dodaje. 

Początki kryzysu widać po ostatnich aukcjach praw telewizyjnych w europejskich ligach. Serie A sprzedała swoje mecze znacznie poniżej oczekiwanej ceny, natomiast francuska Ligue 1 swoich praw wciąż nie sprzedała, choć obniżyła cenę o połowę – z miliarda euro na sezon do 500 mln. A przecież rozgrywki zaczynają się już za chwilę i przychody ze sprzedaż praw do pokazywania meczów to dla europejskich klubów piłkarskich najważniejsza pozycja w budżecie. Bez tych pieniędzy będą bankrutować. A badania społeczne nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Będzie coraz gorzej. “The Telegraph” przytacza badania z Wielkiej Brytanii. Według nich wśród widzów w wieku poniżej 35 lat oglądalność sportu spadła o 25 procent w porównaniu do 2015 r. Według danych regulatora tamtejszego rynku telewizyjnego i cyfrowego Ofcom ludzie w wieku 18-24 lata więcej czasu spędzają na Youtube i TikToku niż na oglądaniu telewizji.

Ze sportem będzie jak z chodzeniem do kościoła?

Potwierdzają to jeszcze inne badania. Z zeszłorocznego międzynarodowego raportu YouGov wynika, że zaledwie 31 procent fanów sportu w badanych krajach w wieku 18-24 lat oglądało mecze na żywo, w porównaniu z 75 procent osób w wieku 55 lat i starszych. Dodatkowo tylko 23 procent osób z pokolenia Z twierdzi, że są zapalonymi fanami sportu, w porównaniu do 42 procent milenialsów, 33 procent pokolenia X i 31 pokolenia boomerów. Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że 27 procent pokolenia Z twierdzi, że w ogóle nie lubi sportu, w porównaniu do zaledwie 7 procent milenialsów, 5 procent pokolenia X i 6 procent boomerów. “Oczywiście można znaleźć wielu pasjonatów sportu z pokolenia Z, niektórzy są chętni do namiętnego śledzenia tych samych drużyn, które oglądali ich rodzice. Jednak coraz większy odsetek postrzega kibicowanie jako bezcelową rozrywkę” – komentuje badania US Today. I dodaje: “Sport to kolejna instytucja kultury, którą pokolenie Z wykazuje niewielkie zainteresowanie. Razem z chodzeniem do kościoła, tradycyjnymi zachowaniami biurowymi i innego rodzaju związkami społecznymi, pokolenie Z jest znacznie mniej zaangażowane obywatelsko niż poprzednie pokolenia”. Jak wynika z badań, tylko jeden procent Zetek pójdzie do baru ze znajomymi, by obejrzeć mecz.

Jeszcze inne badanie wśród brytyjskich fanów piłki nożnej wykazało, że 47 procent kibiców – to warto podkreślić, że chodzi o piłkarskich fanów – w wieku między 18 a 26 lat stwierdziło, że nie musi oglądać meczów na żywo, by cieszyć się turniejem Euro 2024. Florentino Perez nie miał racji. Uwaga “Zetek” jest po prostu gdzie indziej

Im wystarczą skróty w internecie, interakcje z gwiazdami lub innymi fanami w mediach społecznościowych. Transmisje, nawet jeśli je włączają, to na telefonie, podczas grania w gry na konsoli lub komputerze. Jeśli już zrobią coś tak dziwnego dla swojego pokolenia jak włączenie telewizora na mecz, to w tym samym czasie scrollują media społecznościowe.  

I nie ma to nic wspólnego z tym, że nie umieją skupić uwagi przez 90 minut, co zarzucał im prezes Realu Madryt, Florentino Perez, gdy w 2021 r. ruszył z projektem Superligi. Chodzi o zupełnie co innego – ich uwaga skupiona jest zupełnie na czym innym. Konkurencja jest przeogromna. Po co młody człowiek ma oglądać dziewięćdziesięciominutowy mecz, skoro wszystko, co ciekawego się w nim zdarzy, można zamknąć w pięciominutowym skrócie. Po co patrzeć na piłkarzy na żywo, skoro wystarczy tylko sam wynik meczu, a jak padnie gol, to można go sobie niemal natychmiast obejrzeć w mediach społecznościowych. Nastąpiła drastyczna zmiana w sposobie, w jaki młodsza grupa demograficzna wchodzi w interakcje i konsumuje treści sportowe – mówi Pino Barile, szef sportu w amerykańskiej firmie Vizrt, która tworzy grafiki dla dziesiątek stacji telewizyjnych i firm medialnych na całym świecie. – Aby naprawdę utrzymać zaangażowanie tych fanów, nadawcy muszą dostosować swoje treści do nawyków oglądania młodszego pokolenia. Milenialsi i pokolenie Z chcą krótszych, szybszych treści, które mogą oglądać w podróży, ale które są bogate w grafikę AR, dane w czasie rzeczywistym i ekscytujące analizy, aby w pełni zanurzyć się w meczu.

Piłka nożna musi się upodobnić do WWE

Jak pisze brytyjska agencja marketingowa The Drum o swoich badaniach wśród kibiców z pokolenia Z, to chcą oni, aby piłka nożna bardziej przypominały WWE niż Match of The Day – nadawany nieprzerwanie od 1964 program brytyjskiej telewizji BBC ze skrótami meczów. Może coś w tym być. WWE – amerykańska federacja zawodowego wrestlingu – ma na Youtube prawie 15 razy więcej subskrybentów niż piłkarska Premier League.  I nie chodzi tu, żeby piłka nożna tak ustawiała swoje mecze, jak w WWE reżyserowane są walki. Problem leży gdzie indziej. W WWE walki to tylko część show, obok nich liczy się cała narracja, interakcje między zawodnikami poza ringiem, wywiady, kulisy, otoczka gali itp. 

To jest właśnie to, co stoi również za wielkim sukcesem “Drive to Survive”, dokumentalnego serialu Netflixa o Formule 1. Badanie YouGov wykazało, że 20 procent brytyjskich fanów sportu w wieku od 18 do 29 lat uważa się za “zagorzałych” fanów F1, ale 31 procent zidentyfikowało się jako oddani widzowie “Drive to Survive”. W międzyczasie liczba fanek F1 wzrosła z 10 procent przed rozpoczęciem nadawania serialu (2021) do 27 procent w 2022 roku. Innym kierunkiem jest wprowadzanie nowych wersji starych sportów. Tak narodziło się rugby sevens czy krykiet Twenty20. W obu wersjach czas meczów został radykalnie skrócony, a rozgrywka uproszczona. 

To już się dzieje. Miliony widzów przestały oglądać piłkę nożną

W baseballowej MLB, aby oduczyć zawodników tracenia czasu w meczu, wprowadzono zegar, który przyśpieszył tempo gry. Czas meczów został skrócony, co zaowocowało wzrostem liczby widzów na trybunach i wzrostem oglądalności. Jeszcze coś innego wymyśliła liga NFL. Super Bowl był w tym roku nadawany na żywo również w wersji dla dzieci na kanale Nickelodeon ze specjalnymi animowanymi efektami.  

Jak bardzo są to skuteczne pomysły, to się dopiero okaże. W piłce nożnej były już próby pokazywania meczów Ligi Mistrzów na Facebooku w Ameryce Łacińskiej i ligi hiszpańskiej w Indiach. I nie przyniosło to oczekiwanego sukcesu. A telewizyjna widownia wciąż spada. W porównaniu do Euro 2016 mecze grupowe reprezentacji Hiszpanii w Euro 2024 spadły w ojczystym kraju o 3 mln widzów, mecze Francji – o 4 mln, Włoch – o 3 mln, a Polski o 5 mln widzów. Jeśli chodzi o finał Ligi Mistrzów, to ostatni triumf Realu oglądało w Hiszpanii w otwartym kanale 10,4 mln unikalnych widzów i 767 tys. w internecie. Osiem lat wcześniej, gdy triumfował Real, tylko w otwartym kanale było to 17,86 mln widzów. A pokolenie Z dopiero wchodzi na rynek. 

DETEKTYW

Egzotyczna

miłość i zbrodnia

Marcin GRZYBCZAK

Zaczęło się od wielkiej miłości do egzotycznej Hinduski, a skończyło na bez- sensownej zbrodni. 37-letni Marek na widok policjantów od razu przyznał się do zamordowania swojej hinduskiej żony i zakopania jej zwłok w ogrodzie. Poprowadził funkcjonariuszy 30 metrów od domu i wskazał na niewielki wzgórek, na którym posadził drzewka.

– Właściwie nie wiem dlaczego to wszystko zrobiłem. Przez tę zbrodnię straciłem resztki człowieczeństwa – tłumaczył się potem przed sądem. Poznali się za oceanem w dalekiej Ameryce, ale przybyli tam z dwóch różnych światów. Ona, egzo- tyczna piękność o kruczo- czarnych włosach, o dziwnym imieniu Joonaki, była córką hinduskiego dyplomaty i mia- ła ambitne plany, by w Stanach Zjednoczonych doskonalić swoje umiejętności informaty- ka i grafika komputerowego. Jej rodzice byli dobrze sytuowani, ale dziewczyna zamieszkała w dość ubogiej i niebezpiecz- nej dzielnicy Nowego Jorku, na Bronksie. Przyjechała się kształ- cić, ale w praktyce musiała na siebie zarabiać jako kasjerka w niedużym sklepiku. Na wspar- cie finansowe ze strony rodziny nie miała co liczyć.

Marek, średniego wzro- stu, szczupły blondyn, Polak z Krakowa. Był z wykształ- cenia historykiem sztuki po Uniwersytecie Jagiellońskim. Miał swoje pasje, uwielbiał fotografować i wykonywał ory- ginalne grafiki, był plastycznie bardzo uzdolniony. Jego ojciec, wybitny profesor matematyki na Uniwersytecie Jagiellońskim zadbał o gruntowne wykształ- cenie syna i wygodny jego start w dorosłe życie. Marek miał dość dobrze urządzony apar- tament na Manhattanie, który zajmował razem z kolegą.

Z o 10 lat młodszą Hinduską spotkał się przez przypadek na nowojorskiej ulicy. Od razu przypadli sobie do gustu. Wymienili kilka zdawkowych uwag. Między nimi zaiskrzyło. Porozumiewali się po angiel- sku i nie da się ukryć, że od pierwszej chwili Marek był dość zdumiony otwartością na nowe doznania tej przypadkowo obec- nej w jego życiu osoby.

– Natychmiast wprowadzam się do ciebie – zakomunikowała mu zaledwie po kilku dniach znajomości.

Polskie dziewczyny i kobie- ty, które spotkał do tej pory nie stawiały sprawy tak jasno. Nie sprzeciwił się jej propozycji i tak

bez zbędnych ceregieli zostali parą.

DWięźniowie przeszłości

opiero po pewnym czasie, gdy już byli dla siebie bardzo bliscy

i rozmawiali poważnie o stałym związku, Marek przyznał się do tego, że jedno małżeństwo ma już za sobą i w Krakowie zostawił dorastającą córkę. Opowiedział Joonaki o życiu w Polsce, pla- nach, marzeniach i wyzwaniach. Oboje dzielili się wrażeniami ze swojego dotychczasowego losu i – mimo różnic kulturowych – dogadywali się w miarę dobrze. Byli przekonani, że świat stoi przed nimi otworem i wystar- czy wyciągnąć dłoń, a uda się zrealizować każdy zamysł.

Jednak po pierwszym okre- sie wzajemnej fascynacji zaczęły się kłopoty. Wydawało się im, że sytuację może poprawić to, że wezmą ślub wyznaniowy zgod- ny z tradycją hinduską. Nalegała na to zwłaszcza matka Hinduski. Twierdziła, że musi się liczyć z opinią ludzi z jej środowiska i że życie jej córki na „kocią łapę” jest nie do zaakceptowania. Tak się więc stało, że Marek przystał na hinduski obrzęd zaślubin, ale formalnie w dalszym ciągu nie byli małżeństwem. Były i inne powody do sprzeczek, choćby takie, że Joonaki nie podobało się, że Marek nie potrafi zerwać z przeszłością. Nowa wybran- ka zaczęła mieć pretensje do niego, że utrzymuje intensyw- ne kontakty z córką Karoliną. Dziewczyna przyjechała nawet do USA i zamieszkała u Marka. Joonaki z trudem, ale zaakcep- towała tę wizytę.

Otym,żeionajestnaswój sposób więźniem swojej prze- szłości świadczył fakt, że jej matka przyjechała z Kalkuty do USA i na kilka miesięcy wpro- wadziła się do ich obszernego apartamentu. Kobieta była apo- dyktyczna i surowa w obyciu. Z tego powodu Markowi z tru- dem przychodziła akceptacja teściowej. To wywołało nowe

konflikty i dlatego młoda para postanowiła się całkiem usamo- dzielnić i wyjechać do Wielkiej Brytanii.

amieszkali najpierw u siostry Joonaki, psy- chiatry z zawodu, i u jej męża lekarza. Cały czas szukali własnego lokum w Londynie, podejmowali pracę w wielu instytucjach, ale wyłącznie dorywczo i nie była ona finan- sowo satysfakcjonująca. Trochę podróżowali po świecie, byli przez moment w Azji, w Indiach i we Francji. Wracali do Anglii, znów wyjeżdżali do USA. Nie mogli sobie znaleźć własnego kąta. W Polsce także się poja- wili i próbowali zalegalizować małżeństwo w urzędzie stanu cywilnego, ale odstraszyły ich formalności, bo nie tak łatwo było wziąć ślub z cudzoziem- ką. W efekcie zamiast spełniać zachcianki urzędników, znów ruszyli w świat. Wtedy w Anglii Marek założył firmę dekorują- cą wnętrza. Zleceń było sporo, więc i dochody były adekwatnie duże. W końcu Marek znał się na fotografii i grafice, potra- fił fachowo doradzić klientom jak urządzić przytulne lokum. Sam też z konieczności zdobył umiejętności w budowlance i dorabiał sobie w ten sposób. Z żoną wynajęli pokój w cen- trum Londynu i wydawało się, że to będzie czas stabilizacji, ale właśnie wtedy zaczęło się mię- dzy nimi poważnie psuć.

– Dlaczego ty ciągle utrzy- mujesz kontakty ze swoją córką? Wiem, że one są sporadyczne, ale mimo wszystko jestem o to zazdrosna – nie kryła Joonaki.

Nawet nie wiedziała, że Marek stale dzwoni do Karoliny, ale w wielkiej tajemnicy przed Joonaki. Często rozmawiał z dziewczyną przez telefon i za pośrednictwem internetu, prze- syłali sobie zdjęcia i listy. Dzielili się na bieżąco swoimi problema- mi życiowymi i zawodowymi, córka zwierzała mu się ze swo- ich kłopotów.

Gdy na świat przyszła Paulina, córeczka Marka i Joonaki, była euforia, ale i myślenie jak poukładać sobie życie we troje. Niestety, młoda matka zaczęła mieć objawy depresji poporo- dowej. Intensywnie się leczyła, ale napięcie między małżonkami nie malało, wręcz przeciwnie. Zaczęli wzywać na siebie poli- cję, oskarżali się o złe trakto- wanie. Córeczka zaczynała być kartą przetargową w konfliktach wybuchowej pary.

W tamtym czasie siostra Joonaki, Armila, była raz świad- kiem jak Marek w złości usiło- wał dusić żonę. Kobieta zdecy- dowanie interweniowała, by nie doszło do tragedii. KBij mnie, proszę

u zaskoczeniu Polaka, od czasu do czasu, żona sama zachęcała go, by ją

bił.

– Skoro tego nie robisz to jesteś niemęski – szydziła z niego i pierwsza inicjowała incydenty pełne przemocy.

Zdarzało się, że nie tylko krzyczała na Marka, ale i rzuca- ła w niego przedmiotami gospo- darstwa domowego. Musiał chronić twarz, gdy w jego stronę leciały talerze i figurki będące wyposażeniem ich mieszkania. Marek nie mógł zrozumieć, dla- czego jego partnerka domaga się takiego traktowania i nie przyj- mował do wiadomości, że to taki zwyczaj kulturowy w Indiach, bo w Polsce byłby nie do przy- jęcia. W jego ojczyźnie za takie sprawki można było trafić za kratki i dostać surowy wyrok.

– Nie jestem damskim bok- serem, nie mam w zwyczaju tak poniżać kobiety – tłumaczył swoją bierność w tym zakresie.

Zdenerwowany wolał wyjść z mieszkania na spacer, unikał takich konfrontacji i rozwią- zań siłowych. W końcu oboje rozstali się na kilka miesię- cy. Marek wyjechał do Polski, a żona do Kalkuty w Indiach. 37-latek bez słowa pożegnania zniknął i wsiadł w samolot do Krakowa. W telefonicznej roz- mowie kłamał przed żoną, że został deportowany z Wielkiej Brytanii, a tylko znajomym w Polsce przyznawał się, że zwyczajnie przed nią uciekł. Po kilku tygodniach ponownie spo- tkali się w Anglii, gdzie wzięli w końcu ślub cywilny i sforma- lizowali swój związek. Przy oka- zji dowiedzieli się, że zdarzają się przypadki, że Hindus bierze sobie za żonę obywatelkę Polski, ale niezwykle rzadkie są sytu- acje, że to Hinduska decyduje się na ślub z Polakiem. Okazało się, że odnotowano tylko trzy takie związki w Wielkiej Brytanii.

Marek żalił się żonie, że mimo ślubu psychicznie czuje się fatalnie.

– Mamy długi, kredyty, jestem jak robot, który tylko zarabia pieniądze i nic mnie już nie cie- szy. Życie nie jest radosne, a takie być powinno – twierdził.

Poprawą ich sytuacji i próbą powrotu do szczęśliwych chwil miał być ich wspólny wyjazd do Polski.

DNa rodzinnej ziemi

o Polski przyjechali razem z 3-letnią córecz- ką Pauliną. Zamieszkali w małej miejscowości pod Krakowem, w niedużym, drew- nianym domku stojącym na pięknej, wielkiej, bo ponad hektarowej działce z ogrodem, którą Marek kupił 10 lat wcze- śniej. Chałupa nie miała prądu, bieżącej wody, kanalizacji, nie była wystarczająco ocieplona. Wygód w niej nie było żadnych.

– Mimo wszystko bardzo mi się tutaj podoba, to przypomina mi moje dramatycznie biedne i głodne dzieciństwo w Indiach – mówiła Joonaki.

Zaczęły się remonty. Wszystkie prace Marek wyko- nywał sam, dorabiał też na budowach, ale nie dostawał za to olbrzymich pieniędzy. Żyli ze zgromadzonych oszczędności. Sąsiedzi pomagali im jak mogli, ale bardzo rzadko. Rodzice planowali, że córeczka Paulina pójdzie do polskiego przed- szkola i nawet sama nauczyła się niektórych polskich słów. Wiedziała, jak nazywać zwie- rzątka: psy, koty, kury. Idyllę zburzyła informacja, że do ich domku mają przyjechać siostra i matka Joonaki. Marek wściekł się na wieść, że po raz kolejny czeka ich przykra, zwłaszcza dla niego, wizyta teściowej.

– Czego ona tutaj szuka? Już dość napsuła nam krwi – utyski- wał na kobietę.

Wieczorem, gdy żona zro- biła mu kolejną awanturę, że zapomniał o tej planowanej od dawna wizycie jej matki, Marek nie wytrzymał napięcia. Chociaż tego dnia kupił wino i planował spędzenie z Joonaki romantycz- nego wieczoru, wściekły poszedł do sieni, wziął wiszącą na gwoź- dziu siekierę do rąbania drew- na i tak uzbrojony wrócił do pokoju. Siekierą uderzył Joonaki w głowę. Zadał mocne dwa, trzy ciosy.

– Zrobiłem to, bo słowa żony mnie raniły. Przeklinała w języ- ku angielskim, po polsku mówiła słabo – powiedział potem poli- cjantom na przesłuchaniu.

Widząc, że żona umilkła i przestała się ruszać, przecią- gnął jej ciało do piwnicy. Krew była wszędzie: na podłodze, ścianach, nawet na suficie. Przy świetle palącej się świecy zało- żył na głowę partnerki foliowy worek, by kobieta nie krwawiła i nie zostawiała śladów. Spieszył się, by córeczka śpiąca w swo- im pokoju przedwcześnie się nie obudziła.

TPochówek w ogródku

ak szybko, jak się tylko dało, wykopał dół w ogródku, 30

metrów od domu, i tam zawlókł zwłoki. Dla pew- ności zadał jeszcze żonie kolejne ciosy łopatą. Początkowo planował, że jej ciało pochowa w pozycji pionowej, zgodnie z hindu- ską tradycją, ale zdał sobie sprawę, że będzie go to kosztowało zbyt wiele sił. Na wykopanie tak głębo- kiego dołu nie miał czasu. Myślał także o tym, by rytu- alnie spalić zwłoki na stosie z drewna, ale i z tego planu zrezygnował, bo ogień z pewnością przyciągnął- by uwagę sąsiadów. Ciało pochował więc w płytkim grobie i posypał je wapnem, by nie zostało zidentyfiko- wane. Zaplanował sobie, że za kilka dni obłoży ziemny grób kamieniami, by dzikie zwierzęta nie rozgrzebały zwłok, ale póki co zasadził w tym miejscu trzy wiśnie. Potem wziął się do usuwa- nia śladów zbrodni i poma- lował w domu ściany farbą.

Zaczął palić w piecu osobiste rzeczy żony, ubrania, jej doku- menty, paszport, karty banko- matowe. Dokładnie umył pod- łogę środkami czystości i nad ranem zmęczony położył się spać. Około godziny 9 pojechał z córką zapisać ją do przed- szkola, ale mu się nie udało, bo rekrutacja już została zakoń- czona. Następnego dnia zjawiła się rodzina Joonaki. Jej siostra i matka, zamieszkały w pobli- skim hotelu. Pytały Marka, gdzie jest jego żona.

– Wyjechała do Krakowa, nie wiem z jakiego powodu – opo- wiadał wymijająco.

To samo powtórzył swoje- mu ojcu, który namówił go, by po trzech dniach nieobec- ności Joonaki zawiadomił policję o zaginięciu partnerki. Funkcjonariusze zjawili się na miejscu w małym domku Marka, tym bardziej, że na komisariat w tej samej sprawie przybyły też obie Hinduski. Co więcej: zaginięciem kobiety zaczęły się interesować służby dyploma- tyczne Indii i Wielkiej Brytanii oraz tamtejsze media. To były działania zainicjowane przez ojca Joonaki. Z tego też powodu policjanci raz i drugi pojawili się w domu Marka i od razu rzuciły się im w oczy nieudolne próby pomalowania wnętrza pokoju i kuchni. Zauważyli też rozkopa- ną ziemię w ogrodzie. Marek po chwili wahania przyznał się, że jest sprawcą zabójstwa kobiety i że jej zwłoki już ukrył, wska- zał też miejsce tymczasowego pochówku. Nie planowałem zbrodni, nie miałem zamiaru pozbawić żony życia – zarzekał się.

Mówił, że przez trzy dni od śmierci partnerki przeżywał męki, bo żył w kłamstwie, miał poczucie winy.

– Wiedziałem od początku, że sprawa wyjdzie na jaw. Gdyby nie nieletnia córka to popełnił- bym samobójstwo, ale postano- wiłem, że dla niej muszę żyć

– wyjaśniał.

Nie krył, że kochał

żonę, ale dziecko jeszcze bardziej. Prokuratorowi na pierwszym przesłucha- niu wyznał, że w trakcie awantury z żoną zwyczaj- nie stracił kontrolę nad sobą.

– Jakiś głos mówił mi zabij, zabij, nie bądź głupcem! Wtedy wziąłem siekierę z sieni, zadałem śmiertelne ciosy – przy- znał się.

Dobił żonę, bo char- czała. Dodał, że nie miał świadomości, że spale- nie dokumentów żony to przestępstwo w Polsce, ale przyznał się i do tego zarzutu.

Przed sądem zrobił to ponownie. Mówił, że jego związek z żoną był tego rodzaju, że nie potrafili ze sobą żyć, ale bez siebie także nie. Miał świado- mość, że ta relacja była toksyczna. Joonaki była

wiecznie niezadowolona, że brakuje im pieniędzy, że Marek ma słabo płatną pracę. Miotała gorzkie oskarżenia pod adresem męża, ale sugerowała także, że wywiezie ich córkę do Indii i Marek ich nigdy nie odnajdzie. To były realne groźby tym bar- dziej, że miała w tym pomyśle wsparcie matki.

– Z perspektywy roku od tej tragedii codziennie zadaję sobie pytanie, dlaczego to zrobiłem i nie znajduję jednej odpowiedzi – Marek przyznał ze spuszczoną głową na sali rozpraw. Na procesie jako świadek zeznawał szwagier oskarżonego, Hindus Ankuran K. Twierdził, że Marek to niebezpieczny czło- wiek, który już raz podjął pró- bę zgładzenia żony, ale zamiaru nie zrealizował. Miał na myśli tę sytuacją w Wielkiej Brytanii, gdy Marek dusił Joonaki.

– I dlatego, by chronić społe- czeństwo przed takimi psychopa- tami, należy wymierzyć mu naj- wyższy wymiar kary – zeznawał świadek na rozprawie.

Markowi groziła kara doży- wotniego więzienia, ale biegli uznali, że dokonując zbrodni miał w znacznym stopniu ogra- niczoną poczytalność. Odrębną sprawą był los 3-letniej Pauliny. Jej matka nie żyła, ojciec sie- dział w areszcie tymczasowym i jeszcze przed sprawą karną sąd ograniczył Markowi prawa rodzicielskie. W takiej sytuacji to profesor UJ, ojciec Marka, został opiekunem prawnym wnuczki. Rodzina Hinduski też była tym zainteresowana, ale ostatecznie dziewczynka została w Polsce.

Na sali rozpraw Marek twier- dził jeszcze, że w dniu tragedii działał w warunkach „silnego wzburzenia, usprawiedliwione- go okolicznościami”, co mogło wpłynąć na łagodniejszy wyrok, ale sąd nie podzielił tego stano- wiska. Wziął za to pod uwagę częściowe przyznanie się do

winy przez Marka, który nie krył, że od chwili dokonana zbrodni boryka się z olbrzymi- mi emocjami.

– Z tym, co się stało, czego dokonałem i z czym muszę żyć codziennie – zapewniał na sali sądowej.

estchnął, że jako para z Joonaki mieli wszystko, co potrzeb-

ne do szczęścia, ale to wspólne życie, jak to określił, było prze- platane atakami szaleństwa. Opowiadał, że żona była stale sfrustrowana, że Marek ciągle pracuje i jest nieobecny, a ona cały czas musi się zajmować dzieckiem. To tylko pogłębiało depresję poporodową Joonaki, która czuła, że nie ma w mężu

zaGadka jedneGO SzaleńStwa

wsparcia. Stąd te jej wieczne pretensje z byle powodu.

Prokurator chciał dla Marka kary 15 lat więzienia, obrona wnosiła o niższy wyrok za zabój- stwo w afekcie. Marek w ostatnim słowie wypowiadał luźno powią- zane ze sobą tezy i abstrakcyjne uwagi natury filozoficznej choćby o tym, że ma poczucie, że zakła- dając worek na głowę krwawiącej żony zbezcześcił jej ciało, które teraz nie ma „połączenia z ener- gią ziemi”. Twierdził, że czasem rozmawia z duchem Joonaki.

– Próbuję też rozwikłać zagadkę mojego szaleństwa i tego, że od śmierci żony wszyst- ko straciło sens. Nie wiem, dla- czego zadałem jej ciosy siekierą i łopatą. Przecież to bez sensu i bez celu – nie krył.

Miał też refleksję na temat swojego czynu:

– Wkroczyłem na ciemną ścieżkę. Swoje postępowanie oceniam najgorzej jak można, a każda zbrodnia powinna być ukarana dlatego ujawniłem, gdzie jest ciało Joonaki.

Sąd Okręgowy w Krakowie wymierzył Markowi karę 10 lat więzienia za zabójstwo. Ten wyrok jest prawomocny. 

Tylko zlamasy czytaja gazetke,a zaluja kasy (Na Smerfny Fundusz Gargamela)

 

STRONA INTERNETOWA:
http://gazetka-gargamela.eu/

 

[email protected]

 

http://

www.smerfnyfunduszgargamela.witryna.info/

 


http://www.portalmorski.pl/crewing/index.php?id=wiadomosci

 


http://www.maritime-security.eu/

 


http://MyShip.com

 

Jezeli chcesz sie zapisac na liste adresowa lub z niej wypisac, jak rowniez

dokuczyc Gargamelowi – MAILUJ [email protected]

 

GAZETKA NIE DOSZLA: [email protected]

 

Dla Dobrych Wujkow Marynarzy:

(ktorzy czytajac gazetke pamietaja ze sa na swiecie chore dzieciaczki):

 

Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

 

Krakow, ul. Wyslouchow 30a/43.

 

BNP Baribas  nr 19 1750 0012 0000 0000 2068 7436

 

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

 

wplaty w EURO (przelew zagraniczny) PL72 1750 0012 0000 0000 2068 7452

 

(format IBAN)

 

wplaty w USD (przelew zagraniczny) PL22 1750 0012 0000 0000 2068 7479

 

(format IBAN)

 

wplaty w GBP (przelew zagraniczny) PL15 1750 0012 0000 0000 3002 5504

 

(format IBAN)

 

BIC(SWIFT) PPABPLPKXXX

 

Konieczny dopisek “MARYNARSKIE POGOTOWIE GARGAMELA”

 

Dla wypelniajacych PiT: Stowarzyszenie Pomocy Chorym Dzieciom LIVER,

 

numer KRS 0000124837:

 

“Wspomoz nas!”

 

teksty na podstawie Onet, TVN, Info Szczecin, Nadmorski, WP, Fakty

 

Sportowe, NATIONAL Geographic, Sport pl, Detektyw online, Poscigi pl 



0 Comments

Leave a reply

©2024 InterManager - Promoting Excellence In Ship Management

Log in with your credentials

Forgot your details?